środa, 15 kwietnia 2015

Jak to jest po alkoholu? :)

Odkąd dowiedziałam się, że jestem w ciąży alkoholu ani rusz - oczywiste. Najwyżej zanurzenie ust w lampce wina za zgodą lekarza, co i tak żadnej przyjemności mi nie dawało, bo miałam opory.

Po porodzie niby już mogłam, mimo karmienia naturalnego, bo zapasy przecież można zrobić, ale gdzieś ten opór ciągle był.

I wczoraj w końcu się przełamałam! :D

Czuję się, jak nastolatka, którą mama puściła na pierwszą imprezę w życiu!
Ja dobrze swoją pierwszą imprezę pamiętam :) Koncert GRAMATIKA w sławetnej w tamtych czasach zamojskiej Elektrowni :) Pamiętam dokładnie, że miałam czas do 22:00 (!!). Ale, jak to na koncertach, główny wykonawca miał wystąpić później. Więc ani myślałam opuścić wydarzenie (tzn, na początku oczywiście planowałam wrócić o czasie ;) ). Do tego, starsi koledzy pili PIWO. Więc i ja piłam PIWO. I po tym piwie, ponieważ było to moje PIERWSZE piwo w życiu (nawet papierosy już miałam wypróbowane, ale alkoholu nie), ululałam się tym piwem i taka ululana zadzwoniłam do mamy. Z automatu, bo za tamtych czasów nie byłam jeszcze w posiadaniu kieszonkowego, osobistego telefonu komórkowego :D Mama oczywiście nie zgodziła się, żebym została dłużej i bynajmniej nie uwierzyła w zapewnienia, że "ja nnnyyycc ne piłam" :D
Zjawiła się w klubie z sąsiadem, i mnie odeskortowali do domu :P

Wczoraj, po ROKU (!), wyszłam pić ALKOHOL! :D Prawdziwy ;)

I tak, jak wtedy przed tym koncertem, tak i teraz, przeżywałam wydarzenie, jak egzamin maturalny :D Przygotowywałam się od momentu ustalenia terminu, dobrych kilka dni. Obmyślałam plan, jak to ogarnąć, żeby dziecko głodne nie było. Strategicznie planowałam liczbę butelek, jakie muszę przygotować, żeby alko zdążyło wyparować. Liczyłam przełożenie planowanej ilości wypitego alkoholu na czas, który musi minąć przed kolejnym karmieniem, zastanawiałam się ile muszę odciągnąć już PO imprezie, żeby pokarm był wolny od procentów, i tak dalej, i tak dalej :D No normalnie - misja - projekt "Wychodne".

Abstynencja trwała wystarczająco długo, żeby po połowie wyśmienitego drina na bazie owoców i tequilli poczuć szumienie w głowie ;) Jednak powstrzymałam w sobie opór i przebijające się wyrzuty sumienia, że ja przecież MATKĄ KARMIĄCĄ jestem i oddałam się przyjemności związanej ze stanem "upojenia".

To miłe uczucie, gdy w znanym sobie gronie, w tym, co wcześniej, z czasów przed cenzurowanym, można spotkać się i poczuć dokładnie, jak wtedy :) I miłe to uczucie, gdy widzisz, że życie MATKI KARMIĄCEJ nie musi ograniczać się do wyjść na spacer w ciągu dnia, a napoje do herbatek laktacyjnych i wyciągów z kopru włoskiego ;)

Dzidziol grzecznie został z Tatą. Tata poradził sobie dzielnie. I nawet, jeśli wcale nie było im w domu tak kolorowo, to ja i tak nic o tym nie wiem :P I wiedzieć nie muszę :) Zadbali oboje o moje samopoczucie i o to, żebym w pełni skorzystała z "wychodnego" :)

DZIĘKI Ci za to, mój Ty Bohaterze :)

Oczywiście tagi na "fejsie" musiały być :D Ale to nawet urocze, że się miałam "odmeldować" :P

I z wniosków moich własnych, dotyczących karmienia:
jestem pełna podziwu dla kobiet, które nie mogą karmić naturalnie i muszą przygotowywać swoim maluchom jedzenie; jednocześnie pełna podziwu dla tych odważnych mam, które z własnej woli zrezygnowały z karmienia naturalnie.

Jedno po dzisiejszej nocy wiem na pewno - będę karmić jak długo się da! Bo wstawanie w nocy, żeby "zrobić butelkę" to była masakra :)

Niemniej - fantastyczny mam nastrój dzięki temu mojemu "wychodnemu".

Takie to normalne, a tyle dało radości :P